cookis

cookis

cookis

piątek, 28 listopada 2008

Teneryfa cz. 20 - Pico de Teide

Mieszkający w środku wulkanu demon, pozazdrościwszy słońcu blasku, połknął je. Na wyspie zapanował mrok, groziła jej zagłada. Guanczowie poprosili więc boga nieba o pomoc. Ten dostał się do środka krateru. Przy dźwiękach gromów stoczył z demonem zwycięską walkę i słońce znów jasno zaświeciło. W ten właśnie sposób Guanczowie, dawni mieszkańcy Teneryfy, wytłumaczyli sobie jedną z erupcji Teide, kiedy to niebo na długo przesłoniły wulkaniczne popioły, a jedyna jasność biła z wnętrza krateru...

Pico del Teide (3718 m n.p.m.) jest najwyższą góra Hiszpanii. Ośnieżony przez większą część roku szczyt widać prawie z każdego zakątka Teneryfy. Nazwa wyspy pochodzi właśnie od wulkanu i znaczy dosłownie w języku Guanczów Biała Góra (tiner - góra, ife - biała). Teide stoi na jej straży, ale zarazem może przynieść jej zgubę - wulkan jest wciąż aktywny.
Powstał ok. 600 tys. lat temu w wyniku gwałtownych wybuchów wulkanicznych. Jest stratowulkanem - tak jak np. Etna - utworzonym przez gromadzące się przez wieki warstwy lawy. Otacza go założony w 1954 r. Parque Nacional del Teide (135 km kw.). W jego centrum na wysokości 2 tys. m n.p.m. leży ogromny, zapadnięty krater Las Canadas o wymiarach 12 na 17 km. Z niego wyrasta szczyt Teide i Pico Viejo (3105 m n.p.m.).
W drodze na szczyt. Zatrzymujemy się w wyznaczonym punkcie widokowy.
Na szczyt wiezie mnie kolejka linowa teleférico (można go też zdobyć o własnych siłach - zajęłoby to około czterech godzin). Wagoniki zabierają do 35 osób, więc trzeba trochę poczekać w ogonku. Kolejka pokonuje 1200 m różnicy wysokości zaledwie w 8 min i dociera na 3555 m n.p.m. W teleférico tłok jak w puszce sardynek. Jedzie szybko, kołysząc się na boki - trochę jak w wesołym miasteczku.

(Kolejka jeździ od 9 do 17, o ile wiatr nie jest zbyt silny, bilet normalny w obie strony 20 euro, dzieci 10)

Od stacji kolejki do szczytu już tylko 20 min marszu, ale nie dotrzemy tam bez specjalnego pozwolenia - bezpłatnie wydaje je Oficina de Parque Nacional del Teide w Puerto de la Cruz po (niezbędne ksero paszportu). Nie pozwala ono jednak zejść do wnętrza krateru - tu wstęp mają tylko naukowcy. Na górze, ze względu na ochronę ekosystemu, może przebywać naraz tylko 50 osób (rocznie do parku przyjeżdża ich aż 4 mln).
Widoki zapierają dech w piersiach. Chcę wszystko fotografować. Zwłaszcza że pogoda piękna, a nawet cudna, co w tym miejscu jest rzadkością.
Jedna z dróg dojazdowych.
Kolejny punkt widokowy przy Los Rocks
Pico de Viejo - miejsce ostatniej erupcji wulkanu w 1908 r. Lawa im młodsza tym ciemiejsza
Lawa i przyroda w zbliżeniu

czwartek, 27 listopada 2008

Spacer po starówce w Lublinie

Ostatnia cześć wycieczki to Lublin. W planie były naleśniki na starówce, zwiedzanie zamku i spacer po starówce. Po naleśnikach i zwiedzaniu zamku (fotografowanie oczywiście za dopłatą) mało czasu zostało na starówkę, a raczej na zdjęcia przy w miarę przyzwoitym świetle tego szarego listopadowego dnia.










środa, 26 listopada 2008

skansen w Lublinie

Dalszy ciąg wyprawy w mglisty szary listopadowy weekend.
Witarak "Holender" z Zygmuntowa koło Pilaszkowic. Wiatrak zbudowany w 1918 r. przez majstra Patuszaka należał ostatnio do Stanisława Grudnia i jest pierwszym obiektem przeniesionym do muzeum w 1976 r. Jest to młyn wietrzny, w którym do wiatru obracna jest tylko czapa ze śmigami i wałem śmigłowy. Początkowo wyrabiano w nim mąkę żytnią oraz śrutę jęczmienną i owsianą na paszę. W 1939 r. zainstalowana jagielnik i wejnik do czyszczenia ziarna siewnego. Wiatrak pracował przez cały rok, szczególnie intensywnie od października do marca. Przeciętna zdolność przemiałowa wynosiłam 200-300 kg ziarna w ciągu godziny, a przy dobrym wietrze do 400 kg. Wiatraki "holenderskie" były rzadkością. Najczęściej budowano "koźlaki", których korpus był obracany w całości.



Zagroda z Urzędowa. Na siedlisku posadowiona chałupa z przyległym tzw. małym okólnikiem, duży okólnik gospodarczy oraz piwnica ziemna. Chałupa z 1784 r. węgłowa z podcieniem szerokofrontowym.


Kościół z Matczyna
Dwór z Żyrzyna. W środku wnętrze stylizowane na sierpień 1939 r. Czułam się jakbym weszła do prawdziwego dworu w tamtych czasach, cześć przedmiotów przypominała mi dom mojej Babci, niestety fotografowanie we wszystkich wnętrzach bez specjalnej opłaty zabronione, ale wiem że następnym razem wykupię zezwolenie.



Czworak z Brusa Starego. Drewniany, węgłowy, przykryty czterospadowym dachem wzniesiony w 2 połowie XIX w. Dawniej z 4 mieszkaniami dla służby folwarcznej, obecnie ekspozycja kuchni dworskiej.
Zagroda z Korytkowa Dużego. Na siedlisku posadowiona chałupa, stodoła, obora, piwnica ziemna, studnia z żurawiem oraz pasieka. Chałupa z 1798 r. węgłowa trójwnętrzna. Dach kryty schodkowo słomą z okapem zwanym szarem wykonanym z dranic. Zagospodarowywanie siedliska i wyposażenie wnętrz odwzorowują warunki życia dwupokoleniowej zamożnej rodziny Bednarzy. Ubocznym zajęcie w rodzinie było pszczelarstwo i tkactwo.


Zagroda z Teodorówki. Na siedlisku posadowiony okólnik, który tworzą:chałupa, obora, stodoła i poddach, z przełomu XIX w. Chałupa węgłowa pięciownętrzna z gankiem. Zagospodarowanie okólnika i wyposażenie wnętrza odwzorowują warunki życia dwupokoleniowej zamożnej rodziny Książków w latach 1924-1928. Rodzina była bardzo pobożna, stąd m.in domowy ołtarzyk w alkierzu. Ubocznym zajęciem gospodyni było krawiectwo. Umieszczenie ekspozycji w sklepiku w komorze nawiązuje do sytuacji z początku lat dwudziestych, gdy mieścił się w niej wiejski sklep spożywczy.



Cerkiew Grekokatolicka pw. Najświętszej Maryji Panny z Tarnoszyna. Drewniana węgłowa wzniesiona w 1759 r. w Uhrynowie przeniesiona w latach 1904-1906 do Rarnoszyna. Trójczłonowa, z przedsionkiem (kruchtą), nawą i prezbiterium oraz dwoma bliźniaczymi zakrystiami. We wnętrzu polichromia z początku XX w. Jako obiekt muzealny jest aktualnie świątynia Lubelskiej parafii grekokatolickiej pw. św. Józefata.